środa, 28 września 2011

Spotkanie po roku :))))))

Dzisiaj specjalne, wspominkowe wydanie bloga :)

Bez dwóch zdań, największą wartością Tajwanu są jego mieszkańcy :) W żadnym innym kraju nie spotkałem tak sympatycznych, chętnych do pomocy i uprzejmych ludzi. W zeszłym roku, gdy byłem tutaj razem z etno-ekipą (Ada, Myria, Dorota, Szymon i Cyprian - pozdrowienia dla Was!) poznaliśmy mnóstwo ciekawych osób, ale przede wszystkim poznaliśmy trzy wspaniałe nauczycielki z National Kaohsiung Normal University. Kilka dnia temu wybrałem się razem z nimi na kolację, powspominaliśmy stare czasy, obgadaliśmy nowe... :) A w tych "nowych" sporo zmian. Poniżej kilka zdjęć z tego spotkania :)

Od lewej: Cheng YuMin, Schen Yun, Guo Menghan :)

Oto moja studentka języka polskiego - w ramach wymiany :)

A to przyszła nauczycielka studentów w Polsce (już od połowy października ;))

Mimi specjalnie na spotkanie przyjechała z Tainanu 

I zdjęcie ze swoim wychowankiem ;)

Kadra nauczycielska Tajwanu :)

Czas wracać do akademika

Najlepszy środek transportu w Kaohsiung!

Easy rider ;P

Dziewczyny aktualnie pracują w nauczycielskim zawodzie, a YuMin jak napisałem w połowie października leci do Polski i będzie uczyć studentów języka chińskiego!!!! :) Szczęściarze :)

I jeszcze pozdrowienia dla Madzi i Ani - wypytywały o Was, musicie się spotkać w Polsce ;)

Do usłyszenia!

sobota, 24 września 2011

Zadanie domowe

Piątek, weekend już tuż tuż, każdy czeka tylko na koniec zajęć, powrót do mieszkania, a wieczorem spacer, imprezę albo spotkanie z przyjaciółmi. I wtedy nauczyciel dwoma słowami potrafi zmienić wszystkie plany... Te słowa to: "zadanie domowe". Tak właśnie było u mnie w grupie, gdy dostaliśmy piękne zadanie domowe na weekend - iść do tajwańskiej restauracji, zamówić coś, a później napisać o tym wypracowanie i przygotować prezentację ;) Stwierdziłem, że może nie będzie to takie złe - przynajmniej człowiek się naje porządnie, niezrażony więc umówiłem się wieczorem na kolację (obiad - każdy to inaczej określa) z moją ekpią. A efektem tej kolacji (obiadu) jest dzisiejszy wpis na blogu :)

Wszystko zaczęło się tam, gdzie się zwykle umawiamy - przy 1 wyjściu z pięknej stacji metra "Central Park". Jak to na Tajwanie, stacja jest kolorowa, środkiem płynie sobie strumyczek a po bokach rosną kwiatki. W nocy, kiedy wszystko jest rozświetlone robi bardzo fajne wrażenie :)

Stacja metra "Central Park"

Po chwili odnaleźliśmy naszą restaurację. W menu tradycyjne potrawy tajwańskie, ale też dla miłośników kuchni japońskiej coś się znajdzie.

Wejście do naszej knajpki

Głowna sala

Kącik dla miłośników alkoholi

Obrazkowa wersja menu

Wspólne posiłki w tajwańskim stylu to cały ceremoniał. Siada się przy okrągłym stole, na środku którego jest obrotowa platforma, na której kelner ustawa potrawy. Każdy dostaje swoją miseczkę, pałeczki, i okręcając ruchomą podstawą dookoła, nakłada sobie co tylko chce. Oczywiście nie może zabraknąć ryżu, sosu sojowego, zawsze też ktoś dba aby kubeczki z piwem (czy kto co tam pije ;)) wszystkich gości były pełne. I tak kręcąc tym kołem fortuny wszyscy jedzą, śmieją się i dyskutują. Nikt się nie śpieszy, najważniejszy jest mile spędzony w towarzystwie rodziny lub przyjaciół wieczór. I tak trwa to zazwyczaj całymi godzinami. U nas zresztą było podobnie, poniżej mała fotorelacja :)

Na początek browary - Taiwan Beer

Wszystko gotowe na przyjęcie potraw

Szynka z warzywami na przystawkę

Niezwykle popularny wodny szpinak

Smażone ostrygi

Obficie przyprawiona tłuczonym czosnkiem, zieleniną i sosem gotowana wieprzowinka - pyszne!

A to mój faworyt - kurczak Kongbao, podawany z orzechami  i warzywami - ostre jak siedem piekieł, aż mi łzy leciały jak go jadłem (chociaż kolega Tajlandczyk stwierdził, że wcale nie jest ostry... no tak, wiadomo z czego słynie kuchnia tajska ;))

Są i krewetki

Najważniejsze jednak żeby kolacja była w doborowym towarzystwie

Człowiek najedzony - człowiek zadowolony

Na stole znalazł się także grillowany kurczak z sezamem

I jeszcze więcej kurczaka

Osoby z 6 różnych państw, z 3 kontynentów a wszyscy syci ;)

Na koniec muszę przyznać, że wszystko, absolutnie wszystko było pyszne. A teraz czas napisać to wypracowanie ;)

Pozdrowienia!

wtorek, 20 września 2011

Ludzie z morza

Losy Tajwanu od zawsze nierozerwalnie wiązały się z morzem. Wyspę najpierw dostrzegli portugalscy żeglarze (nawigator statku, gdy ujrzał ląd miał krzyknąć z zachwytu "Ilha Formosa!" czyli "Piękna wyspa!" - Nomen omen stąd wzięła się inna nazwa Tajwanu - Formoza). Następnie kolonistów z Portugalii wyparli Holendrzy, którzy przypłynęli na swych okrętach na początku XVII wieku. Nie można jednak powiedzieć, że przybysze zza morza byli dla tubylców łaskawi o czym świadczą brutalnie tłumione powstania tajwańskich aborygenów przeciwko kolonistom, a także chińczykom, którzy napływali na wyspę. Podobnie było, gdy wiele lat później u brzegów wyspy pojawiły się japońskie okręty, niosące kolejne lata okupacji, aż wreszcie po porażce Japonii w II wojnie światowej Tajwan wrócił pod panowanie chińskie. Kilka lat później, Czang Kaj-szek, którego oddziały przegrały wojnę domową z komunistami, a wraz z nim ok 2 miliony ludzi, przepłynęło Cieśninę Tajwańską i dało początek państwu, które istnieje do dziś. Wiele się zmieniło przez te lata, jednak mieszkańcy wyspy wciąż uważnie wpatrują się w morze, nie do końca pewni odnośnie tego co jeszcze może pojawić się u wybrzeży ich kraju. Dzisiaj to ludzie morza i ludzie z morza, dosłownie bo przodkowie większości z nich w pewnym momencie historii przepłynęli cieśninę i znaleźli się właśnie tutaj. Morze ich żywi, pozwala na transport wszystkich dóbr, których na wyspie brakuje i oddziela od wielu niebezpieczeństw. Zobaczcie jak dobrze czują się w jego pobliżu.

Spokojny dzień, szum fal

Na horyzoncie prawie pusto

Aż pojawiają się pierwsze osoby (tak, na Tajwanie często pływa się w ubraniu)

Ludzie z morza leniwie wychodzą na brzeg

Ale już po chwili zaczyna się zabawa

Zamek się popsuł? To nic, tata naprawi

Z mamą jest bezpiecznie

Jest i plażowa maskotka

A wiatr potrafi rozwiać zmartwienia

Ojoj zbliża się fala

Czasem fotograf zostaje dostrzeżony

Choć udaje się również przyłapać osoby błądzące myślami zupełnie gdzieś indziej...

Autor bloga został poproszony o wspólne zdjęcie przez te dwie panny :)

Wieczorem, gdy promienie słoneczne padły na morze, okazało się co jest na jego dnie - całe zaczęło się mienić złotem,  dotąd ukrytym niczym El Dorado

Toteż niektórzy próbowali trochę tego złota wyłowić

Dzień zbliża się ku końcowi, dlatego czas wracać do morza

Tak samo jak Słońce tam wraca

I świat przy brzegu pustoszeje

 Trzymajcie się!

czwartek, 15 września 2011

Ciasteczka Księżycowe

Na dwunastego września przypadło w tym roku jedno z najważniejszych świąt w chińskim kalendarzu - "Święto Środka Jesieni" (czy to znaczy, że tu jest już środek jesieni??? Jakoś na dworze tego nie widać ;)) Samo święto ma związek ze zbiorami i kultem lunarnym, najciekawsze jest jednak to co się w jego trakcie dzieje. Otóż u nas nazwalibyśmy to Wielkim Grillowaniem. Mieszkańcy Tajwanu spotykają się w rodzinnym gronie a w ogrodach czy nawet na ulicach ustawiają grille, żeby później objadać się pyszną wołowiną, która sobie przygotowują. Znakiem rozpoznawczym tego święta jest także wypiekanie tzw. Ciasteczek Księżycowych  (dla tych którzy chcą poćwiczyć chiński - 月餅 [yuè bĭng]). A że to taka specjalność miejscowych postanowiłem kupić sobie kilka :) 



Podobno ciasteczka przygotowywane są na pamiątkę czasów, gdy chińscy powstańcu zapiekali w nich karteczki z wiadomościami o planowanym powstaniu przeciwko Mongołom. Są bardzo kruche, przypominają nieco ciasto francuskie, zazwyczaj mają też okrągły kształt. W środku natomiast wypełnione są po brzegi różnego rodzaju masą - od słodkiej fasoli, po migdały, orzechy czy też w bardziej współczesnej wersji nawet czekoladę ;) Podobno jedno ciasteczko to bomba kaloryczna - spokojnie można je porównywać do Big Maców. Zjadłem te trzy w chwilę po zrobieniu zdjęć i faktycznie... ;) A teraz mała recenzja:

Ciasteczko nr 1 



A w środku... masa ze słodkiej fasoli (jak ją na początku zobaczyłem to naiwnie miałem nadzieję, że to może czekolada ;)) Ale trzeba przyznać, że było ok. A gdyby tak w Polsce zapiec fasolę w ciastku...??? ;)

Ciasteczko nr 2



Najbardziej wypasione ze wszystkich (co nie znaczy że najlepsze ;)). W środku pasta z nasion lotosu, można powiedzieć że to ciasteczko luksusowe. Z tego co wiem, z tą pastą jest strasznie dużo zachodu - najpierw suszą nasionka, później rozmiękczają je w wodzie i robią z nich miazgę. Dalej przygotowują z tego cienką zawiesinę, przepuszczają ją przez sito, dodają sporo cukru aby była jeszcze słodsza i dopiero można sprzedawać ;)

Ciasteczko nr 3 



Hmm powiedziałbym, że najnormalniejsze ze wszystkich, strasznie kruche, wypełnione masą migdałowo-orzechową i w przeciwieństwie do dwóch pozostałych całkiem swojskie w smaku. :)

W czasie święta środka jesieni (jak i na co dzień), nie można też zapominać o duchach przodków. Dlatego Tajwańczycy przygotowują dla nich ołtarzyki, chociażby jak ta pani, która sprzedawała ubrania w sklepie, a przed sklepem miała przygotowaną stosowną ucztę dla duchów, a nawet paliła przeznaczone dla nich pieniądze - ot taka forma ofiary. 



W końcu na duchy trzeba uważać ;)

Pozdrowienia i do usłyszenia!

P.S. Jakby co to oni nie palą prawdziwych pieniędzy, dla duchów drukuje się specjalne banknoty ;)