czwartek, 23 sierpnia 2012

Jak smakuje Tajwan?

"Cały długi rok" myślałem sobie, gdy przygotowywałem się do wyjazdu na Tajwan. A teraz ten rok minął i wciąż nie mogę uwierzyć, że minął tak szybko. W pokoju mam już przygotowane walizki, wszędzie leżą rzeczy, które jakoś muszę spakować... tak, to będzie wyzwanie. Ostatnio było trochę zbyt wiele pożegnań, zawsze jednak z naciskiem na słowa "do zobaczenia wkrótce" i tego właśnie będziemy się trzymać.

Czas też odpowiedzieć na pytanie postawione w momencie, gdy zakładałem ten blog, czyli jak właściwie smakuje ten Tajwan. Po studencku można by odpowiedzieć "to zależy", bo Tajwan czasem ma słony smak owoców morza i sosu sojowego, czasem ostry smak przypraw, których nigdy sobie nie żałowałem, czasem Tajwan był słodki, jak ciastka kupione w czasie święta środka jesieni, jeszcze innym razem kwaśny, jak świeżo wyciskany sok z tutejszych owoców. Teraz Tajwan ma natomiast gorzki smak rozstania. Mieszanina doprawdy wybuchowa.

Tajwan będzie mi się jednak przede wszystkim kojarzył z dwoma smakami. Smakiem herbaty perłowej 珍珠奶茶 czyli słynnej tajwańskiej herbaty z mlekiem i kuleczkami tapioki oraz z moim ulubionym kurczakiem Gongbao 宮保雞丁 który nie raz i nie dwa wypalał mi wnętrzności ;)

Herbata perłowa

Kurczak Gongbao
Oczywiście jedzenie najlepiej smakuje w gronie przyjaciół., a jeszcze lepiej, kiedy możecie je sami, wspólnymi siłami przygotować. Uważam, że nasz kurczak Gongbao był najlepszy na świecie (no dobra, ex aequo, z tym który serwowali na uczelnianej stołówce).

Gdzie kucharki trzy? ;)

Tam będzie co jeść ;)




Wiadomo też, że podstawę diety na Tajwanie stanowił dla mnie ryż. I tak przez okrągły rok, ale w końcu każdemu może się znudzić, więc z czasem zacząłem szukać innych smaków. Kuchnie z całego świata, a zwłaszcza z Japonii, Korei i Tajlandii miały w Kaohsiung swoje mocne reprezentacje. Podobnie jak z kuchnia europejska. Największą jednak radość przeżyłem, gdy udało mi się znaleźć na Tajwanie polski chleb wypiekany przez Panią Grażynę, po tylu miesiącach rozłąki z polską kuchnią, docenia się każdy jego kęs ;) I gdzież my nie docieramy!


A kiedy potrzebowaliśmy mocnych wrażeń, najlepiej było się wybrać do jednego z pubów w zachodnim, dobrze nam znanym stylu. Zazwyczaj prowadzone były przez amerykanów, trafił się też nam pub kanadyjski. W takim miejscu obowiązkowy jest potężny burger, przygotowywany z pasją godną lepszej sprawy! Można też liczyć na darmowe piwo od szefa ;)

Solidna porcja

I irlandzki Guinness
Na Tajwanie nauczyłem się też czegoś ważnego. Po tym roku, naprawdę sądzę, że w podróży, bardziej niż o miejsce do którego jedziemy, chodzi o ludzi których tam spotkamy. Bo te wszystkie świątynie, zamki i pałace, które odwiedzamy stoją i pewnie będą jeszcze długo stały, a ludzie są tylko na chwilę. I gdy jeszcze raz odwiedzamy jakieś miejsce, świątynia w nim będzie pewnie wyglądała tak samo jak wcześniej (no może przejdzie jakiś mały remont ;)), ale ludzie w tym miejscu już tacy sami nie będą. "Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy".


Ostatnie spojrzenie na Kaohsiung z góry, z piętra widokowego wieżowca 85. A w dole wszystkie te bardzo ważne wspomnienia.







Szczególny prezent

Miejsce gdzie spędziłem ostatni rok życia, tak u podnóża tej góry po prawej ;)

A czas pędził jak windy w tym wieżowcu

I to by było na tyle. Ostatni zachód słońca nad Siziwan, ostatnia noc w Kaohsiung, choć pewnie dzisiaj nie zasnę, a później w drogę. Coś się kończy tak jak teraz, coś gdzieś indziej się zaczyna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz