niedziela, 9 października 2011

Małpie figle

Sprawdziłem jeszcze raz. Woda, jedzenie, aparat, buty na zmianę... ok, chyba wszystko czego potrzebuję jest. Musiałem trochę wypchać plecak, bo tym razem nie jechałem do przytulnej knajpki w centrum tylko na małą wspinaczkę po okolicznych wzgórzach. Górka, którą razem ze znajomą obraliśmy sobie za cel nie oferowała żadnych kulinarnych doznań prócz herbaty na szczycie, podobno jednak wyśmienitej. Chai-shan, bo tak się wzgórze nazywa, leży na północ od mojego kampusu i jest popularnym wśród miejscowych miejscem na nieco bardziej wymagające niż wycieczka do parku spotkanie z przyrodą. Tym z czego naprawdę jednak słynie, są dziesiątki małp kręcących się po całym wzgórzu i skrzętnie korzystających z obecności turystów (nauczyły się już, że gdzie ludzie tam jedzenie). Podjechaliśmy w okolice wzgórza i zaczęliśmy się wspinać. Po drodze cztery małe figurki zapowiadały turystom co ich tu czeka.

To one tak naprawdę rządzą w Kaohsiung

Nie minęło pięć minut gdy natknęliśmy się na jedną... dwie... na całe stado małp :)

"No stary zobaczymy co ciekawego masz na sobie do jedzenia" 

"A gdzie mama???"

"Turyści... nawet się najeść w spokoju nie dadzą"

Później było jeszcze lepiej (gorzej???). Małpy były wszędzie, obłaziły ludzi ze wszystkich stron, dobierały się do plecaków jeśli ktoś nieostrożnie położył je na ziemi, zwisały z drzew, popisywały się i zaczepiały.

Rodzinka w komplecie

Chyba przyszliśmy w porze karmienia :)

Młode ostro trenowały skakanie po drzewach

Wszystkie małpy na zdjęciach to makaki tajwańskie, gatunek charakterystyczny dla wyspy, obecnie niestety zagrożony wyginięciem (zabija się je głównie dla mięsa i wyrobu jakiś medykamentów, a także z powodu szkód jakie wyrządzają miejscowym rolnikom). Zazwyczaj żyją bardziej w głębi lądu, jednak Kaohsiung, a zwłaszcza wzgórza na północ od mojego kampusu są znane z występowania tam sporej populacji tych małp. Ważą do kilkunastu kilogramów, a samce są sporo większe od samic. Jednakże naszym celem nie były małpy, tylko wejście na górę którą okupują, więc po krótkiej sesji fotograficznej ruszyliśmy w dalszą drogę po porośniętym dżunglą wzgórzu.

Gęsto, duszno i parno :)

Zupełnie jak w poznańskiej palmiarni

Wokół dużo skał koralowych, w końcu jesteśmy nad morzem :)

A i las bambusowy się znalazł

Zmęczeni ale szczęśliwi trafiliśmy wreszcie do małej chatki na szczycie służącej za schronienie wszystkim, którym udało się tu dotrzeć. Na górze było kilka osób, co jakiś czas zjawiali się też panowie-wolontariusze, przynoszący na własnych plecach baniaki z wodą, z której robiono ogólnodostępną i rzeczywiście pyszną herbatę (no dobra, może był normalna a mi tak smakowała ze względu na wcześniejszy wysiłek ;P). Można też było pooglądać widoki rozciągające się ze wzgórza, czy po porostu posiedzieć wsłuchując się w granie cykad.

Spojrzenie w dół, na szlak ;)

I spojrzenie w dal, na cieśninę

Rzeczona chatka

I rzeczona herbata

Jednak nawet tam byliśmy pod czujnym okiem makaków

Było tak miło, że zasiedzieliśmy się na górze zdecydowanie zbyt długo i ledwo zdążyliśmy zejść przed zmrokiem. A znalazłszy się na dole, wsiedliśmy na skuter i pojechaliśmy na zasłużoną po takim wysiłku kolację ;)

Pozdrowienia i do usłyszenia :)

4 komentarze:

  1. No nareszcie małpy! ;D szkoda, że nie uchwyciłeś momentu ataku na turystę ;D i kurczę, Ty naprawdę mieszkasz w dżungli ;> poznańska palmiarnia to pikuś ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten turysta chyba by nie był zadowolony jakbym mu zaczął robić zdjęcia po traumie jaką przeszedł przed chwilą, wiesz nie będę kopał leżącego ;) W poznańskiej palmiarni każdy może przynajmniej potrenować przed przyjazdem tutaj ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. w poznańskiej palmiarni możesz chodzić wytyczonymi ścieżkami, których na Twoich zdjęciach raczej nie widać :> jakoś nie chce mi się wierzyć, by przyjęli tam z otwartymi ramionami moje wytłumaczenie, gdy będę karczować tamtejsze dzikie i rzadkie gatunki roślinek, że 'przygotowuję się do odwiedzin kolegi, który mieszka w dżungli' :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe Dori to nawet tych w palmiarni nie pytaj ;) Maczeta w dłoń, kapelusz Indiany Jonesa na głowę i do dzieła ;) Pewnie będą próbowali Cię powstrzymać ale to zawsze można uznać, że to symulacja jakiegoś miejscowego plemienia ludożerców, którzy chcą Cię pojmać a Ty im na to nie możesz pozwolić ;)

    OdpowiedzUsuń