Na dwunastego września przypadło w tym roku jedno z najważniejszych świąt w chińskim kalendarzu - "Święto Środka Jesieni" (czy to znaczy, że tu jest już środek jesieni??? Jakoś na dworze tego nie widać ;)) Samo święto ma związek ze zbiorami i kultem lunarnym, najciekawsze jest jednak to co się w jego trakcie dzieje. Otóż u nas nazwalibyśmy to Wielkim Grillowaniem. Mieszkańcy Tajwanu spotykają się w rodzinnym gronie a w ogrodach czy nawet na ulicach ustawiają grille, żeby później objadać się pyszną wołowiną, która sobie przygotowują. Znakiem rozpoznawczym tego święta jest także wypiekanie tzw. Ciasteczek Księżycowych (dla tych którzy chcą poćwiczyć chiński - 月餅 [yuè bĭng]). A że to taka specjalność miejscowych postanowiłem kupić sobie kilka :)
Podobno ciasteczka przygotowywane są na pamiątkę czasów, gdy chińscy powstańcu zapiekali w nich karteczki z wiadomościami o planowanym powstaniu przeciwko Mongołom. Są bardzo kruche, przypominają nieco ciasto francuskie, zazwyczaj mają też okrągły kształt. W środku natomiast wypełnione są po brzegi różnego rodzaju masą - od słodkiej fasoli, po migdały, orzechy czy też w bardziej współczesnej wersji nawet czekoladę ;) Podobno jedno ciasteczko to bomba kaloryczna - spokojnie można je porównywać do Big Maców. Zjadłem te trzy w chwilę po zrobieniu zdjęć i faktycznie... ;) A teraz mała recenzja:
Ciasteczko nr 1
A w środku... masa ze słodkiej fasoli (jak ją na początku zobaczyłem to naiwnie miałem nadzieję, że to może czekolada ;)) Ale trzeba przyznać, że było ok. A gdyby tak w Polsce zapiec fasolę w ciastku...??? ;)
Ciasteczko nr 2
Najbardziej wypasione ze wszystkich (co nie znaczy że najlepsze ;)). W środku pasta z nasion lotosu, można powiedzieć że to ciasteczko luksusowe. Z tego co wiem, z tą pastą jest strasznie dużo zachodu - najpierw suszą nasionka, później rozmiękczają je w wodzie i robią z nich miazgę. Dalej przygotowują z tego cienką zawiesinę, przepuszczają ją przez sito, dodają sporo cukru aby była jeszcze słodsza i dopiero można sprzedawać ;)
Ciasteczko nr 3
Hmm powiedziałbym, że najnormalniejsze ze wszystkich, strasznie kruche, wypełnione masą migdałowo-orzechową i w przeciwieństwie do dwóch pozostałych całkiem swojskie w smaku. :)
W czasie święta środka jesieni (jak i na co dzień), nie można też zapominać o duchach przodków. Dlatego Tajwańczycy przygotowują dla nich ołtarzyki, chociażby jak ta pani, która sprzedawała ubrania w sklepie, a przed sklepem miała przygotowaną stosowną ucztę dla duchów, a nawet paliła przeznaczone dla nich pieniądze - ot taka forma ofiary.
W końcu na duchy trzeba uważać ;)
Pozdrowienia i do usłyszenia!
P.S. Jakby co to oni nie palą prawdziwych pieniędzy, dla duchów drukuje się specjalne banknoty ;)