Czasami trzeba pojechać do Azji, żeby zobaczyć dobry polski film :) Właśnie to przytrafiło mi się w ostatnich dniach podczas wspomnianego już w poprzednim poście Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Kaohsiung. Główną gwiazdą festiwalu, był nasz rodak - Jerzy Skolimowski, w którego filmografii znajdziemy takie tytuły jak "Start", "Fucha", "Cztery Noce z Anną" i "Essential Killing" i który jest określany jako jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. Polskiej Nowej Fali. Jest także bliskim przyjacielem Romana Polańskiego, a przez wiele lat współpracował ze związanym z Ostrowem kompozytorem Krzysztofem Komedą (absolwent mojego liceum :D). Dwa ostatnie ze wspomnianych filmów miałem przyjemność obejrzeć podczas festiwalu i poznać jednocześnie Pana Skolimowskiego oraz jego żonę (tak bycie jedynym nie-Tajwańczykiem na sali ma swoje zalety, a przede wszystkim przywileje ;)). "Essential Killing" opowiada o schwytanym w Afganistanie człowieku (podejrzewanym o terroryzm), który zostaje przewieziony gdzieś do więzienia w środkowej Europie (z rozmów ludzi w filmie można odgadnąć że to Polska ;)), udaje mu się jednak uciec z transportu i od tego czasu stara się za wszelką cenę przetrwać w obcym sobie środowisku. "Cztery Noce z Anną" to opowieść o miłości, historia człowieka który nie mogąc liczyć na spełnienie w swoim uczuciu, zakrada się nocą do domu ukochanej aby obserwować ją podczas snu, przy okazji pomagając w drobnych obowiązkach, sprzątaniu, naprawach itp. Szczerze polecam oba filmy bo jest to kawał bardzo poruszającego kina. Pan Skolimowski w czasie festiwalu opowiadał m.in. o swoich filmach, o pisaniu do nich scenariuszy, o tym w jaki sposób współpracował z Komedą przy tworzeniu muzyki, a ja w czasie debaty miałem też okazję zapytać go o Vincenta Gallo odtwórcę głównej roli w "Essential Killing". Poniżej mała fotorelacja z festiwalu.
Jedno z miejsc w którym odbywały się pokazy filmów w ramach festiwalu - Dream Mall w Kaohsiung
Przed wejściem na salę :)
W czasie wywiadu z reżyserem
Po lewej krytyk filmowy a po prawej tłumaczka ;)
Pani Ewa Piaskowska, współscenarzystka "Essential Killing" i "Czterech Nocy z Anną", bardzo inspirująca osoba :)
Zdjęcie z reżyserem
Wrażenie na mnie zrobił dystans Pana Skolimowskiego do siebie i swoich filmów, naprawdę klasa :)
Pamiątka po spotkaniu :)
Gwiazdy festiwalu filmowego w Kaohsiung (od prawej: Jerzy Skolimowski, Ewa Piaskowska, Paweł Kościelski) hehe przepraszam, nie mogłem się powstrzymać ;)
Jeszcze dwa krótkie filmiki, które nagrałem w trakcie debaty
A na koniec taka ciekawostka dla fanów motoryzacji, na którą natrafiłem idąc na festiwal. Poniżej zdjęcie znanej i lubianej w Polsce Skody Fabii, ładny samochód ale jak się okazało za wersję, która u nas kosztuje około 45000 zł na Tajwanie trzeba zapłacić jakieś 70000 zł (sic!). Jeden pan, który akurat oglądał samochód, jak o tym ode mnie usłyszał to się nieźle oburzył na sprzedawcę ;)
Na blogu był nieco dłuższy przestój, a to z powodu egzaminów, które mnie niespodziewanie (jak zwykle) dopadły i na których musiałem się skupić w ostatnim tygodniu. Na szczęście dzisiaj napisałem ostatni i nieco odespałem zarwaną noc. Najbliższe egzaminy dopiero za miesiąc (albo już za miesiąc, jak patrzę na listę znaczków, które muszę nauczyć się pisać do tego czasu to ten miesiąc wcale nie wydaje się taki długi ;)) Ale dość o nauce, dzisiaj będzie o religii.
Po pierwsze i najważniejsze - wszystko czego nasłuchaliście się o prześladowaniach religijnych w Chinach kontynentalnych nie ma miejsca na Tajwanie. W konstytucję Republiki Chińskiej (Tajwanu) wpisana jest wolność religijna, a tolerancja i otwartość ludzi w tym względzie jest naprawdę imponująca. Dwie największe religie to Buddyzm i Taoizm. Obydwie przy tym nie są do końca religiami w takim znaczeniu w jakim my religię pojmujemy. Buddyzm ma kształt swego rodzaju systemu filozoficznego. Z jednej strony nie ma w buddyzmie jasno sprecyzowanego odniesienia do punktu (istoty, bytu) wiary. Nie ma boga, któremu buddyści oddają cześć. Nie jest nim także Budda ("budda" oznacza osobę oświeconą, jeśli identyfikuje się go personalnie, to zazwyczaj z założycielem tej religii). Wierzy się natomiast w buddyzmie w reinkarnację i nadprzyrodzone istoty, a najważniejsze jest przestrzeganie zasad etycznych, które Budda wyznaczył (np. samodoskonalenie, współczucie, poszanowanie dla życia). To tak w skrócie, żeby przybliżyć temat. Buddyzm na Tajwanie "wyznaje" około 1/3 mieszkańców.
Drugą dominującą religią jest Taoizm, ponownie poniekąd religia a poniekąd filozofia tym razem jednak związana znacznie mocniej z chińskim kręgiem kulturowym i pojęciem "Dao". Czym jest owo "Dao"??? Problem polega na tym, że nie bardzo można to zdefiniować, dao to dao, dao to droga, dla uproszczenia możemy przyjąć że to droga życia, ponownie więc mamy do czynienia z zestawem zasad etycznych, z filozofią która odpowiada na pytania dotyczące godnego i pełnego cnót życia. Ja już czuję, że się pogubiłem w tym wszystkim także żeby jeszcze bardziej nie zamącić , wszystkich bardziej zainteresowanych tym tematem odsyłam do jakiejś fachowej literatury ;) Taoizm wyznaje na Tajwanie też mniej więcej 1/3 mieszkańców.
Czy to wszystko? Skądże. Te dwie religie są dominujące, ale obok nich harmonijnie na Tajwanie funkcjonują także inne wyznania. Od chrześcijaństwa i różnych jego odłamów (katolicy stanowią nieco ponad 1% społeczeństwa) aż po związane z kultem przyrody i animistyczne wierzenia w nielicznych, nadal wiernych tradycji wioskach aborygenów. Nie jestem niestety specjalistą także mogę tylko opowiadać to co usłyszałem od samych Tajwańczyków. A było to tak, znajoma Tajwanka, która oprowadzała mnie po świątyni zapytała o moją religię. - Jestem katolikiem - odpowiedziałem, - A Ty? - Na co ona - Ja chodzę i do buddyjskiej świątyni i do Konfucjusza, zwłaszcza przed egzaminami. - (Konfucjusz, kolejna postać historyczna i twórca systemu religijno-filozoficznego jest szczególnie lubianych przed studentów bo w jego filozofii nauka zajmuje kluczową pozycję) i tak to własnie wygląda. Tajwańczycy uważają, że jeśli coś może przynieść im pomyślność lub na czymś bardzo im zależy to pomodlą się o to i w jednej i w drugiej świątyni. I u Buddy i u Konfucjusza. Na pewno nie zaszkodzi, a będą się czuć pewniejsi ;)
Tak mi się akurat trafiło, że gdy szedłem do miasta odbywała się procesja do miejscowej świątyni. Uzbrojony w aparat przyłączyłem się do niej i udało mi się nagrać kilka ciekawych rzeczy. Efekty poniżej.
A to ze specjalną dedykacją, dla osoby, która narzekała, że na blogu jest za mało przemocy ;) Zmagania z duchami (niosą je na tych krzesełkach, co jak widać wcale nie jest łatwe - no dobra, ja sobie to tak tłumaczę ;))
I wreszcie modły uchwycone we wnętrzu świątyni
Na koniec jeszcze trochę zdjęć, obrazujących świątynię. Żeby być szczerym, za pierwszym razem gdy się odwiedza tego typu budowlę na Tajwanie wszystko w niej zachwyca. Rzeźbione smoki, malowidła, ołtarze... później okazuje się, że każda następna świątynia jest łudząco podobna do poprzedniej (jeśli to świątynia tego samego typu), także jeśli widziałeś jedną, widziałeś je wszystkie. Niemniej warto się przyjrzeć.
Starożytna Brama wejściowa ale z nowoczesnym wyświetlaczem ;)
Strażnik bramy
I świątynia w całej okazałości
I zdjęcia z drugiego dnia, gdy wybrałem się tam wieczorem
Brama jakby pozłacana ;)
A tu tlą się kadzidełka
Malowidła wielkich chińskich filozofów i nauczycieli
Tylko kto jest kim?
Pięknie rzeźbiona kolumna wewnątrz świątyni
I jej detale
Ołtarz z darami dla duchów
Pan "świątynny" koniecznie chciał żebym sfotografował tą scenkę, bo mówił że to jakiś unikat, który jest tylko tutaj.
W świątyni można też sobie poćwiczyć tłumaczenia ;)
Czy też zawiesić modlitwę
A na koniec jeszcze coś na co czekam z niecierpliwością :) W Kaohsiung rozpoczął się właśnie Międzynarodowy Festiwal Filmowy, a jednym z zaproszonych na niego gości jest Jerzy Skolimowski. Będą wyświetlane jego filmy, a reżyser będzie na tych pokazach obecny, weźmie także udział w dyskusji prowadzonej przez jednego z tajwańskich krytyków filmowych. Mi udało się zdobyć bilety na "Essential Killing" i "Cztery noce z Anną". Kto by pomyślał, że na Tajwanie będę miał okazję spotkać, jak to napisali Tajwańczycy, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli Polskiej Nowej Fali :)
Sprawdziłem jeszcze raz. Woda, jedzenie, aparat, buty na zmianę... ok, chyba wszystko czego potrzebuję jest. Musiałem trochę wypchać plecak, bo tym razem nie jechałem do przytulnej knajpki w centrum tylko na małą wspinaczkę po okolicznych wzgórzach. Górka, którą razem ze znajomą obraliśmy sobie za cel nie oferowała żadnych kulinarnych doznań prócz herbaty na szczycie, podobno jednak wyśmienitej. Chai-shan, bo tak się wzgórze nazywa, leży na północ od mojego kampusu i jest popularnym wśród miejscowych miejscem na nieco bardziej wymagające niż wycieczka do parku spotkanie z przyrodą. Tym z czego naprawdę jednak słynie, są dziesiątki małp kręcących się po całym wzgórzu i skrzętnie korzystających z obecności turystów (nauczyły się już, że gdzie ludzie tam jedzenie). Podjechaliśmy w okolice wzgórza i zaczęliśmy się wspinać. Po drodze cztery małe figurki zapowiadały turystom co ich tu czeka.
To one tak naprawdę rządzą w Kaohsiung
Nie minęło pięć minut gdy natknęliśmy się na jedną... dwie... na całe stado małp :)
"No stary zobaczymy co ciekawego masz na sobie do jedzenia"
"A gdzie mama???"
"Turyści... nawet się najeść w spokoju nie dadzą"
Później było jeszcze lepiej (gorzej???). Małpy były wszędzie, obłaziły ludzi ze wszystkich stron, dobierały się do plecaków jeśli ktoś nieostrożnie położył je na ziemi, zwisały z drzew, popisywały się i zaczepiały.
Rodzinka w komplecie
Chyba przyszliśmy w porze karmienia :)
Młode ostro trenowały skakanie po drzewach
Wszystkie małpy na zdjęciach to makaki tajwańskie, gatunek charakterystyczny dla wyspy, obecnie niestety zagrożony wyginięciem (zabija się je głównie dla mięsa i wyrobu jakiś medykamentów, a także z powodu szkód jakie wyrządzają miejscowym rolnikom). Zazwyczaj żyją bardziej w głębi lądu, jednak Kaohsiung, a zwłaszcza wzgórza na północ od mojego kampusu są znane z występowania tam sporej populacji tych małp. Ważą do kilkunastu kilogramów, a samce są sporo większe od samic. Jednakże naszym celem nie były małpy, tylko wejście na górę którą okupują, więc po krótkiej sesji fotograficznej ruszyliśmy w dalszą drogę po porośniętym dżunglą wzgórzu.
Gęsto, duszno i parno :)
Zupełnie jak w poznańskiej palmiarni
Wokół dużo skał koralowych, w końcu jesteśmy nad morzem :)
A i las bambusowy się znalazł
Zmęczeni ale szczęśliwi trafiliśmy wreszcie do małej chatki na szczycie służącej za schronienie wszystkim, którym udało się tu dotrzeć. Na górze było kilka osób, co jakiś czas zjawiali się też panowie-wolontariusze, przynoszący na własnych plecach baniaki z wodą, z której robiono ogólnodostępną i rzeczywiście pyszną herbatę (no dobra, może był normalna a mi tak smakowała ze względu na wcześniejszy wysiłek ;P). Można też było pooglądać widoki rozciągające się ze wzgórza, czy po porostu posiedzieć wsłuchując się w granie cykad.
Spojrzenie w dół, na szlak ;)
I spojrzenie w dal, na cieśninę
Rzeczona chatka
I rzeczona herbata
Jednak nawet tam byliśmy pod czujnym okiem makaków
Było tak miło, że zasiedzieliśmy się na górze zdecydowanie zbyt długo i ledwo zdążyliśmy zejść przed zmrokiem. A znalazłszy się na dole, wsiedliśmy na skuter i pojechaliśmy na zasłużoną po takim wysiłku kolację ;)
Dzisiaj na początek parę słów o życiu studentów w Kaohsiung, a następnie o wyjeździe do Tajpej na oficjalne powitanie tegorocznych stypendystów (tak, jestem tu już miesiąc a jeszcze się witamy ;)) Zacznijmy od życia przeciętnego studenta :)
Student budzi się rano, przy czym pobudka zajmuje przeciętnie od 30 do 90 minut (ważne aby odpowiednio wcześniej nastawić budzik... pierwszy budzik ;)) wszystko bowiem zależy od intensywności dnia poprzedniego. Gdy uda się już podnieść z łóżka i względnie ogarnąć, czas na śniadanie. I tu pojawia się pierwszy problem, nie ma chleba... przynajmniej takiego chleba jaki my w Polsce rozumiemy pod pojęciem chleb. Nie ma też normalnych pomidorów, ogórków, a ceny żółtego sera kształtują się na kosmicznym poziomie (żółty ser wykazuje tutaj wszystkie cechy dóbr luksusowych (nie wiem, być może efekt Veblena działa - to dla ekonomistów ;)). Na szczęście tajwańska myśl kulinarna przychodzi z pomocą i oferuje, gotowe kanapki z... dobrze myślicie - z ryżu :D Poniżej dwa zdjęcia.
Kanapka ryżowa, zawinięta jest w jakiś liść, jadalny liść... mam taką nadzieję ;)
A w środku jest obłożenie - mięsko :)
Student najedzony, może udać się na zajęcia. Większość jeździ na nie skuterami, nawet są wydzielone dla nich specjalne parkingi. Skutery to miłość Tajwańczyków, wszędzie ich pełno, nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest ich więcej niż samych mieszkańców wyspy.
Skutery, skutery, wszędzie skutery!
A o miejsce parkingowe nie jest łatwo
Jeżeli się nie ma skutera, pozostaje autobus kampusowy - darmowy, ale zazwyczaj jak dojeżdża do mojego przystanku to i tak nikt się już do niego nie wciśnie. Pozostaje więc spacerek pod górkę. Są dwie drogi: krótsza - przez dżunglę, której nie polecam ;) I trochę dłuższa, wzdłuż ulicy. Po drodze można podziwiać miejscową faunę i florę, ot mały przykład:
Zdjęcie zrobione przy głównej drodze, w dżungli jest gorzej ;)
Wreszcie zaczynają się zajęcia...
Zajęcia się kończą ;) (no co, tutaj nie ma co opowiadać ;)) I można iść na jedzenie zwane przeze mnie obiadem a przez innych obcokrajowców lunchem (ale jak oni jedzą obiad o 19 to nie wiem kiedy jedzą kolację). Stołówka uczelniana oferuje możliwość zapełnienia brzucha już od 3 zł i przy tym smacznie, także tam zazwyczaj się stołujemy. Czasem można też skorzystać z zaproszenia jakiegoś Tajwańczyka, np. nauczycielki, ale wtedy nie ma wybrzydzania przy stole (ja w ten sposób zjadłem wczoraj kurze serce :)). Po jedzeniu do nauki, a wieczorem... wieczorem student na Tajwanie oddaje się swojej pasji :) Zrzeszają się Tajwańczycy w różnych klubach, gdzie zazwyczaj za darmo mogą się nauczyć grać na różnych instrumentach, surfować, poćwiczyć sztuki walki itd. itp. Na rozpoczęcie roku, wszystkie kluby się ogłaszały i prowadziły nabór nowych członków, wyglądało to jak jedne wielkie targi rozrywki.
Stoiska ustawione wzdłuż korytarzy
Klub strzelających z łuku
Klub walczących mieczem
Klub walczących kijem, yyyy to znaczy grających w baseball :)
Klub grających w planszówki, RPG i inne gry
Np. w Warhammera ;)
Klub grających na czymś dziwnym
Klub grających na gitarach
Klub lubiących sobie wypić :)))
Ja też znalazłem sobie rozrywkę na wieczory - gram w nogę :) Jest tu reprezentacja uczelni, która tak sprytnie sobie wykombinowała, że dwa razy w tygodniu gra sparingi przeciwko reprezentacji obcokrajowców. Dzisiaj zadebiutowałem i nie żebym się chwalił ale gola w debiucie strzeliłem ;) I do tego po raz pierwszy podobno udało nam się wygrać z Tajwańczykami - 5:4!!! :)
Ostatnia sprawa, o której chciałem wspomnieć, to wycieczka do Tajpej, jaką każdy stypendysta musi odbyć. A tam występy, jedzenie, gadanie, gadanie i jeszcze więcej gadania. Poznałem kilku Polaków, którzy tak jak ja są na Tajwanie na stypendium (wszyscy mieszkają w Tajpej) i spotkaliśmy się z dyrektorem Warszawskiego Biuro Handlowego w Tajpej, które z racji skomplikowanej sytuacji międzynarodowej Tajwanu pełni rolę ambasady naszego kraju. Poniżej kilka zdjęć z wyjazdu i na koniec nowość - film prezentujący fragment tzw. "części artystycznej", czyli dzieci z miejscowej podstawówki wykonujące tradycyjny taniec plemienia Atayal - jednego z największych plemion aborygeńskich na Tajwanie.
Ale o aborygenach to dopiero kiedyś napiszę bo to jeden z moich ulubionych tematów :)