Kilka dni temu Tajwan wybrał. Wybrał prezydenta, co przy systemie politycznym, który tutaj panuje i który daje prezydentowi największą władzę ma zasadnicze znaczenie dla przyszłości kraju. Dzisiaj więc poświęcimy wpis polityce, żeby jednak nie był on tak monotematyczny, będziemy przy tym zagryzać jednym z tajwańskich specjałów.
Na Tajwanie liczą się dwie partie polityczne. Partii jest oczywiście więcej, ale aktualnie dwie z nich mogą poszczycić się znakomitą większością społecznego poparcia (coś Wam to przypomina???). Partie te to Kuomintang (KMT) i Demokratyczna Partia Postępowa (DPP). Kuomintang (określany potocznie jako "niebiescy"), to partia założona jeszcze na kontynencie, w drugiej dekadzie XX wieku, z którą związane są nazwiska Sun Yat-sena (nazywanego ojcem Republiki Chińskiej, który jest podziwiany po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej) oraz Chiang Kai-sheka (ten z kolei jest bohaterem narodowym już tylko na Tajwanie). Kuomintang rządził wyspą przez większość czasu od kiedy Chiang Kai-shek ze swoimi zwolennikami właśnie tutaj uciekł, jednak rządził metodami, które z demokracją nie miały wiele wspólnego (pierwsze demokratyczne wybory prezydenckie odbyły się dopiero w 1996 roku). Druga ze wspomnianych partii, Demokratyczna Partia Postępowa (inaczej nazywana "zielonymi"), powstała na bazie opozycji demokratycznej, która działała w czasie monopolu władzy Kuomintangu. Jest to centrowa, liberalna partia, która opowiada się za tajwańską niepodległością. Tegoroczne wybory były starciem pomiędzy ubiegającym się o reelekcję prezydentem Ma Ying-jeou z Kuomintangu oraz przewodniczącą DPP, panią Tsai Ing-wen. Jednocześnie było to starcie pomiędzy dwoma skrajnie różnymi poglądami politycznymi. Niebiescy, oględnie mówiąc, chcą zbliżenia z Chinami i normalizacji stosunków w rejonie Cieśniny Tajwańskiej. Są więc popierani głównie przez tajwański biznes, który ma swoje żywotne interesy na terenie Chińskiej Republiki Ludowej. Zieloni z kolei dążą do ogłoszenia przez wyspę niepodległości, a prezentowane przez nich nastawienie jest bardzo antychińskie. To też budziło przed wyborami zaniepokojenie Stanów Zjednoczonych, które obawiały się, że w razie zwycięstwa pani Tsai sytuacja w tej części Azji może ulec destabilizacji oraz oczywiście zaniepokojenie Chin kontynentalnych, które przed wyborami zapowiedziały dramatyczne pogorszenie stosunków pomiędzy Tajwanem i Chinami w razie zwycięstwa DPP. Na Tajwanie z kolei obawiano się, że Chiny będą podejmowały próby wpływania na wynik wyborów, tak jak w czasie wspomnianych pierwszych demokratycznych wyborów prezydenckich, kiedy to zrobiły użytek z rakiet, których tysiące mają wycelowane w wyspę. Trzeba jeszcze wspomnieć o podziale jaki panuje w Tajwańskim społeczeństwie gdyż szanse obu kandydatów przed wyborami były zbliżone. Mówi się, że północ Tajwanu jest "niebieska", południe zaś "zielone", także większość mieszkańców Kaohsiung to osoby o znacznie bardziej nacjonalistycznym zapatrywaniu na kwestię tajwańskiej niepodległości.
Teraz jednak wszystkie dyskusje zostały ucięte, ponieważ dotychczasowy prezydent został wybrany ponownie, a Kuomintang zachował swoją władzę. Co to oznacza dla Tajwanu? Na pewno utrzymanie dotychczasowej sytuacji, prawdopodobnie dalsze zbliżenie z Chinami (przykładowo jeszcze 10 lat temu nie było bezpośrednich lotów z Chin na Tajwan), podpisywanie kolejnych umów o wzajemnej współpracy i odsunięcie groźby konfliktu zbrojnego. Z drugiej strony czy nie oznacza to również większego uzależnienia się wyspy od Chin kontynentalnych? Prawdopodobnie tak. Cieszą się wszyscy - Stany Zjednoczone, Chiny Ludowe, biznesmeni z Tajpej i tylko zwolennicy Pani Tsai (która nota bene miała realną szansę zostać pierwszą kobietą-prezydentem w historii Republiki Chińskiej) chodzą przygnębieni, a ona sama zapowiedziała rezygnację z przewodnictwa w DPP.
Od tej polityki można zgłodnieć ;) Tak, że teraz zapraszam na coś co - tutaj uwaga - sam przyrządziłem w ramach zajęć na uczelni. Bo oprócz chińskiego uczą nas też kaligrafii, gotowania i innych tym podobnych, przydatnych rzeczy ;)
Dzisiejsza potrawa nazywa się: 瓜仔肉丸 ja zaś nazywam ją po prostu "mięsnymi kuleczkami"
Do przyrządzenia potrzeba:
- 250 g zmielonej wołowiny
- 3-4 ząbki czosnku
- słoiczek 脆瓜 (nie mam pojęcia czy w Polsce to dostaniemy, ale można by chyba zastąpić jakimiś ogórkami w ostrej zalewie)
- sos sojowy (a jakże!)
- 米酒 (taki tajwański alkohol, który w Polsce można by zastąpić zwykłą wódką)
Kuleczki robi się banalnie prosto. Zmielone mięso zalewamy pikantną zalewą z ogórków, sosem sojowym (kilka dużych łyżek) i alkoholem (jak kto lubi, co zaskakujące nauczycielka stwierdziła, że te kuleczki które przygotowała moja grupa najbardziej ze wszystkich zalatują alkoholem ;)) dorzucamy ogórki i zmiażdżone ząbki czosnku i przygotowujemy z tego jedną masę. Z tej masy formujemy małe kuleczki, które kładziemy na rozgrzaną patelnię i smażymy jakieś 4-5 minut aż się nam ładnie zarumienią. W czasie smażenia warto podlać je jeszcze trochę alkoholem, a później pałeczki w dłoń i można jeść :)
Główna gwiazda dania |
A tu kroimy owo słynne 脆瓜 |
Wszystko ładnie mieszamy |
Jeszcze tylko usmażyć... |
Pod przykryciem :) |
Za chwilę nam się ładnie zarumienią |
I będzie można zacząć jeść :) |
Smacznego! :)